Znajdź nas!
Wywiady - aleja sław

Wygrało słowo pisane i nic ponad to!

2018-01-22

Krytycznym okiem
Bardzo ważny wywiad. Nie tylko dla czytelników, fanów i przyjaciół Jarka i jego bloga "Krytycznym okiem". Dla wszystkim obecnych i przyszłych wielbicieli słowa pisanego. Oraz inspirujących rozmów.

 

 

 

 

 

Izabela Kempara: Jarku, przede wszystkim gratuluję pierwszego miejsca w naszym rankingu! Widziałeś może, jak Oczytany Facet skomentował Twoje zwycięstwo?  "Jarosław (…) udowodnił, że mylą się wszyscy ci, którzy twierdzą, że dzisiaj liczy się kanał na YouTubie i inne tego typu gadżety". Co Ty na to?

Jarosław Czechowicz: Bardzo dziękuję. Zwycięstwo w tym rankingu jest dla mnie niezwykle istotne. Przed laty startowałem w różnych plebiscytach, ale pozostawał po nich spory niesmak i nawet kiedyś obiecałem publicznie, że nie wezmę już udziału w żadnym. Cieszę się, że zmieniłem zdanie, bo przecież wcześniej pisaliście do mnie i musiałem podjąć decyzję, czy chcę się w to zabawić. Przyznam, że ten komentarz, który podejrzałem już zaraz po ogłoszeniu wyników, był także komentarzem kilku moich czytelników zachwyconych pierwszym miejscem. Tak, okazało się, że wygrywa zwyczajny blog. Ani jakoś szczególnie atrakcyjny wizualnie, ani też wyjątkowo przyciągający uwagę.

Najważniejszy dla mnie sposób komunikowania się w temacie książek to forma pisana. Nie wyobrażam sobie mówienia czegoś do kamery i przyglądania się potem temu, jak to wygląda. Jeśli już mówię, chcę patrzyć w oczy rozmówcy. Dlatego bardzo się cieszę, że wygrało słowo pisane i nic ponad to. Myślę, że wielu ludzi uważa, iż gwarantem rozpoznawalności i sukcesu są subskrypcje w wielu różnych kanałach. Że do opowiadania o literaturze potrzebne są dodatkowe fajerwerki. Że mnogość dodaje prestiżu albo ściąga więcej odbiorców. Może i tak jest, ale w Waszym rankingu zwycięża zwyczajna strona, której jedyną ekstrawagancją jest to, iż prowadzę ją już ponad dziesięć lat i robię to konsekwentnie, wciąż tak samo.

Gdybyś miał stworzyć swój własny, subiektywny ranking, załóżmy dziesięciu influencerów, jakie kryteria zostałyby zastosowane? No i oczywiście, kto w tym rankingu by się znalazł i dlaczego?

Trudne stawiasz przede mną zadanie, bo nigdy nie kategoryzowałem piszących o książkach, ustawiając ich w jakiejś kolejności. Pozwól, że wymienię te osoby wypowiadające się o literaturze, które szczególnie cenię, i nie będzie to dziesiątka.

Przede wszystkim mało wybuchowa promocyjnie Bernadetta Darska i jej blog Nowości książkowe. Sumienna, skupiona na lekturze, punktująca najważniejsze kwestie, często kontrowersyjna w osądach, ale myślę, że bardzo niezależna. Dalej Kurzojady Wojciecha Szota i Olgi Wróbel. Świetny projekt i mają dużo mądrych rzeczy do powiedzenia o literaturze, jeśli wyeliminuje się ozdobniki słowne i akapity, w których starają się podkreślać swoje poczucie humoru, ironię i erudycję, a stają się złośliwi. Złośliwości i docinków w pisaniu o literaturze już nie lubię. Dobrzy są, wyraźni, zdecydowani w wyborach czytelniczych. To dwa miejsca rozmowy o książkach, które – niestety – nie zostały ujęte w Waszym rankingu. Pozostali tam są.

 


Fot. Daniel Myszkowski
 

Paulina Małochleb i jej Książki na ostro – niesamowita erudycja i umiejętność wskazywania słabych punktów tego, co powszechnie uznaje się za dobre. Jest odważna i ma indywidualny styl, choć czasami czepia się dla samego czepiania. Szanuję i podziwiam. Również Marcina Wilka i jego Wyliczankę, dynamiczną oraz niecodzienną, bliską odbiorcom i wyrażającą autentyczną miłość do książek. Ale także ciekawość pisarzy, z którymi Marcin robi świetne wywiady, zawsze dyskretnie usuwając się w cień, co wielu nie wychodzi, gdy chcą być gwiazdą własnego wywiadu. I Rafał Hetman, jego CzytamRecenzuję.pl jest skonkretyzowane i generalnie nie wychodzi poza literaturę faktu. Rafał lubi sugerować, ale nie narzuca poglądów. Bardzo prężnie się rozwija. Jest w tym, co robi, autentyczny i bezpretensjonalny.

Przy okazji naszego rankingu dowiedziałeś się, kim jest influencer. Uważasz, że masz wpływ na ludzi za pomocą działalności blogowej, recenzenckiej, pisarskiej?

Tak, śmiałem się w pierwszym dniu trwania rankingu, że nie rozumiem dokładnie, na jakiej jestem liście, a potem pomyślałem, że to jednak nie roznosiciel grypy, tylko ktoś wpływowy. I dopiero wzrastające poparcie w tym rankingu kazało mi poważnie pomyśleć nad tym, jaki wpływ wywieram na odbiorców. Myślę, że jeśli się zanadto nie sugeruje i nie narzuca swego zdania, można w tym względzie zdziałać dużo więcej niż apodyktycznością. Ja sam nie mam częstego kontaktu z czytelnikami, bo nie prowadzę strony tak, by wchodzić w interakcje z internetowymi odbiorcami, ale podczas spotkań autorskich przy promocji swojej książki dowiadywałem się często w takiej normalnej rozmowie twarzą w twarz, że ludzie sięgają po rzeczy, które pochwaliłem, i co najważniejsze, rzadko są potem rozczarowani.

Wiem też, że niektórzy sięgają na złość Czechowiczowi, bo się nie zna i jak skrytykował, to pewnie dobre. Myślę, że umiejętne kształtowanie wpływu to pokazywanie siebie wciąż w roli poszukującego. Bycie jednocześnie wyraźnym w tym, co ma się do powiedzenia. Tak, chyba mam wpływ na wybory czytelnicze jakiejś grupy ludzi w tym kraju – i niezmiernie mnie to cieszy. Chcę jednak tylko dawać sugestie i nie chciałbym, aby ktokolwiek zaufał mi do końca, bo przecież moje pisanie o literaturze jest subiektywne. Inaczej zresztą nie można się o niej wypowiadać.

Prowadzisz bloga od ponad dziesięciu lat. Pamiętasz, dlaczego go założyłeś i po co? Jaki wtedy był cel? Czy teraz się zmienił? Ewoluował?

Tak, dobrze pamiętam sierpień 2007 roku. Wcześniej pisałem teksty o książkach do pewnego portalu, w którym zaczęto się w częsty sposób do nich doczepiać. Długa historia. W każdym razie postanowiłem pisać po swojemu i u siebie. Te teksty sprzed dziesięciu lat wcale mi się dzisiaj nie podobają, ale był to początek prywatnego dziennika lektur. Chciałem mieć w jednym miejscu refleksje o nich, by potem wracać do tych ważniejszych. Tak to działało parę lat. Potem celem stała się szeroko pojęta promocja literatury. Wskazywanie, co w zalewie nowości wydawniczych może być naprawdę warte uwagi. Dziś jest tak, że staram się wspierać promocyjnie ciekawe inicjatywy wydawnicze i informować o książkach ważnych nie tylko dla mnie. Wiem, że nie piszę dla siebie i że trzeba to robić nieco inaczej niż przed laty. Przede wszystkim bez emocji. Teksty „leżakują” przed publikacją, są poddane korekcie zewnętrznej. Jest inaczej niż kiedyś, ale taki model komunikacji o literaturze chciałem wypracować.

Dla kogo jest Krytycznym okiem?

Dla wszystkich, którzy chcą szukać po swojemu. Nie chcą gwiazdek polecających ani wyświechtanych przymiotników. Dla tych, którzy chcą spędzić więcej niż minutę lub dwie w skupieniu, poznając czyjś punkt widzenia o książce. Dla osób krytycznych. Także dla tych, którym z różnych powodów nie podoba się to, w jaki sposób piszę o literaturze. Dla chcących odnaleźć spokój i przewidywalność. Dla tych, którzy przyszli sami i sami chcą zostać, bo nie byli jakoś szczególnie natrętnie zachęcani. Dla wszystkich czytających książki uważnie.
Pierwsza książka, ulubiona książka. Czy któraś zmieniła twoje życie? Krótko!

Pierwsza książka to był Pan Maluśkiewicz i wieloryb, jakże przyjemnie się składało te słowa w zdania, mając sześć lat! Ulubionej książki nie mam. Kilka idzie ze mną przez życie. Mam ulubionych autorów. To Fiodor Dostojewski i Tadeusz Konwicki. Udało się krótko?

Proszę zgadnąć, jakie dwie książki ja teraz spróbuję zrecenzować. Dodam, że znasz je dobrze, możliwe, że najlepiej na świecie. Są one o ludziach świata książek, których autor chciał poznać osobiście, nie tylko jako pisarzy, ale ludzi z krwi i kości. No i zapragnął tą wiedzą podzielić się z czytelnikami. Wiesz, o jakich książkach mowa? Lubisz je?

Ciekaw jestem, czy bardziej spodobała Ci się fioletowa, czy ta biało-czerwona. Fioletowa była początkiem i wielką frajdą debiutu, druga jest już efektem pracy z pewną rozwagą. Rok w rozmowie to trzynaście wyjątkowych rozmów, bo wszystkie były dla mnie nowymi doświadczeniami i bardzo się ekscytowałem. Poza napisanym to już efekt bardziej świadomych wyborów i rozmów, które zdecydowanie częściej niż te z pierwszej książki zeszły właśnie poza to, co napisane, i stały się początkami niezwykle ciekawych, bliskich znajomości. Pisarze zawsze mnie intrygowali. I po tych dwóch cyklach rozmów nie mam dość. A obie książki są dowodem, że rozmawianie z twórcami literatury jest dla mnie tak samo ważne jak pisanie o literaturze.

Według jakiego klucza wybierasz pozycje do recenzji? Popularność, niszowość, tematyka, autor? Czy po prostu recenzujesz, bo proszą Cię o to czytelnicy lub wydawnictwa?

Proszą wszyscy, ale wyboru ostatecznie dokonuję, biorąc pod uwagę to, czy nowa książka może wnieść coś oryginalnego do mojego postrzegania rzeczywistości. Z drugiej strony – trochę paradoksalnie – staram się unikać literackich eksperymentów, bo gra z formą nie zawsze jest jakąkolwiek stymulującą wyobraźnię grą z treścią. Lubię książki smutne, obsesyjnie chwytam większość związanych z tematyką wojny. Czasem dobieram pod wpływem impulsu. Zawsze mam tę dziką satysfakcję, że mogę wybrać ze stosu to, na co tylko ja mam ochotę.

 


Spotkanie autorskie wokół "Poza napisanym" w Krakowie, 16 października

 

Średnio co trzy dni publikujesz nową recenzję. Do tego ta różnorodność: literatura faktu, polska, francuska, skandynawska, egipska… Czy to już uzależnienie? Czy już rodzaj pracy?

Lubię każdą formę różnorodności. Nasze życie jest niesamowicie różnorodne, tylko staramy się czasem sobie udowodnić, że lepiej jest w przewidywalności i tym, co oswojone. Wiem na pewno, że nie będę sięgał po literaturę fantasy, bo ona nigdy do mnie nie przemawiała. Reszta jest kwestią tego, o czym mówi książka. Czytanie zawsze było dla mnie uzależnieniem w tym bardzo pozytywnym znaczeniu, natomiast w przypadku zleceń jest to już praca. Treści umieszczane na blogu są efektem czytelniczej ciekawości, nie terminowości wyznaczonych zleceń.

Czy w Polsce można się utrzymać z prowadzenia bloga o książkach ?

Pewnie można, ale dla mnie blog nie jest źródłem utrzymania, nie zarabiam bezpośrednio na nim. Wspomniane zlecenia to w większości działalność pozablogowa, choć oczywiście okołoliteracka. Zdecydowana większość recenzji na Krytycznym okiem to teksty, które stworzyłem pro publico bono. Moim podstawowym źródłem utrzymania jest etat. Wokół tego, co robię na stronie, skoncentrowały się z czasem klasyczne zlecenia i od nich pobieram wynagrodzenie.

No właśnie, etat - jesteś nauczycielem w szkole podstawowej w Krakowie. Jak myślisz: jesteś lubiany wśród uczniów? Jak komentują Twoją popularność w sieci?

Zawsze powtarzam, że nauczyciel nie jest zupą pomidorową, żeby ją lubić lub nie lubić. Nauczyciel ma sumiennie i bezstronnie wykonywać swoje obowiązki. Filmowy Keating to piękna mrzonka. Zawsze znajdą się młodzi ludzie, którym z różnych powodów nie odpowiada Twój sposób prowadzenia lekcji i styl bycia. Jeśli jestem lubiany, to być może dlatego, że przez kilkanaście lat nigdy nikogo nie faworyzowałem. Z kamienną twarzą postawię jedynkę prymusowi, gdy na nią zasłuży, i z równie kamienną – piątkę słabiutkiemu uczniowi, gdy mnie czymś olśni. Myślę, że uczniowie lubią też to, że mogą się u mnie na lekcjach zawsze swobodnie wypowiedzieć. Że mogą ze mną wejść w dialog, gdy się nie zgadzam, i czasem też przekonać. Że umiem przepraszać, gdy z czymś zawalę, i przyznać się do błędu, jeśli coś zrobię nie tak, oraz do niewiedzy, gdy zadadzą trudne pytanie i nie znam odpowiedzi.
 

A popularność w sieci wzrosła wraz z Waszym rankingiem. Uczniowie bardzo się zaangażowali w głosowanie, zachęcili też rodziców i znajomych. W tygodniu głosowania każdą lekcję musiałem rozpoczynać od wyświetlenia punktacji. I myślę, że oni wywindowali mnie trochę w górę, a za tym poszli stali czytelnicy i sympatycy, o czym często donosili.

Piszesz recenzje, jesteś autorem dwóch książek, przekazujesz bibliotekom setki książek, patronujesz wydarzeniom… Uff… Czujesz, że to daje efekty? Co sądzisz o polskim poziomie czytelnictwa? Idzie ku dobremu?

Czasami czuję się bezradny i bezsilny, patrząc na te zatrważające statystyki i rozumiejąc, że ⅓ czytającego autobusu czy tramwaju nie daje nam przekroju społeczeństwa, które jednak nie czyta. Na pewno zawsze i wszędzie chętnie pokażę się z książką w ręce. Nie robią tego osoby publiczne, które mogłyby ukształtować pewne nawyki i przyzwyczajenia. W Polsce znajduje się całą masę czynności zastępczych, udając, że nie ma czasu na literaturę. Nie ma na nią przede wszystkim chęci i nie ma ciekawości, która by ku niej ciągnęła. Książka i czytanie nie są dostatecznie promowane. Tłumy podczas targów książki świadczą o tym, że ludzie zainteresują się literaturą, jeśli zrobi się z tego naprawdę masowy event, nie festiwal literacki dla jej wielbicieli.
 


Źródło: Fot. Daniel Myszkowski



Ale nie jest wcale tak źle. Uczniowie, których przekonałem do czytania, idą w życie z książkami pod pachą. Spotkałem kiedyś absolwentkę, dziś już dwudziestoparolatkę, która pierwszą książkę przeczytała, bo ją do tego trochę zmusiłem, a dziś pokazuje mi z dumą zdjęcie dużego zapełnionego regału w swoim pokoju. Przekonuję także rodziców swoich uczniów, którzy wypożyczają książki ode mnie w ramach osobnej wypożyczalni czynnej w godzinach zebrań. Przychodzą sobie rodzice na zebrania w szkole i widzą stoły z książkami dla nich. Oczywiście nie jest tak, że wszyscy się na nie rzucają, ale kilka osób powiedziało mi, że zaczęło czytać właśnie przez to stoisko, że do biblioteki im nie po drodze albo z różnych powodów nie poszliby tam.

Polacy mogliby czytać dużo więcej, ale nie widzą w tym jakiejś celowości, to nie jest pragmatyczne. Natomiast można ich przekonać, że jest to wyjątkowa forma przygody i wartościowy sposób spędzenia czasu.

Czy można zacząć przygodę z książką, kierując się zasadą: nieważne, co się czyta, ważne, że w ogóle się czyta?

 A jakim prawem mam komuś wytykać, co czyta i czy czyta właściwie? Niech czyta to, na co ma ochotę. Niech czyta nawet złe książki – czy to fatalnie napisane, czy to niczego sensownego nieobrazujące. Nawyk czytania jest bardzo istotny. Wewnętrzny krytycyzm włączy się sam, gdy się przeczyta więcej niż kilkanaście książek. Nie lubię tych napięć tworzonych przez ludzi uważających, że jak już czytać, to tylko rzeczy z górnej półki.

Mnie nie interesują pewne segmenty literatury, co nie znaczy, że mam z wyższością patrzeć na kogoś, kto pochłania tak zwane mniej ambitne książki. Myślisz, że przodujący w czytelnictwie Skandynawowie czytają tylko Derridę, Wittgensteina, Joyce’a i Bernharda? To w Polsce też hamuje przed rozwinięciem nawyku czytania – jakieś wszechobecne przekonanie, że ta czynność ma obejmować obcowanie z książkami ważnymi, trudnymi, wymagającymi. Lubię, gdy literatura stawia wymagania, ale nie deprecjonujmy tej, która ma służyć zwyczajnej przyjemności czy rozrywce.

Dlatego właśnie znalazłam u ciebie na blogu Pięćdziesiąt twarzy Greya? Czy to była tylko przygoda, ciekawość?

 Uważnie przejrzałaś zasoby. Tak, to był pewien eksperyment. Wyjście naprzeciw temu, co głośne i modne. Książkę oczywiście skrytykowałem, bo modeluje ludzką świadomość w okropnym uproszczeniu, ale chciałem się o niej wypowiedzieć, by zobaczyć, jakie będą reakcje, i trochę też przyciągnąć do siebie uwagę. Chyba Wydawnictwo Sonia Draga bardzo się wtedy za tę krytykę na mnie obraziło, bo nigdy nie zaproponowali mi potem współpracy przy promocji kolejnych nowości wydawniczych.

Czytelnik, głosując na Ciebie w rankingu, dodał do oddanego głosu komentarz: „Głos oddany. Cenię sobie Pana recenzje, uratowały mnie nie raz od zakupu nietrafionych lektur”. Czy to może wywierać na recenzenta presję?

Tak, to z jednej strony bardzo przyjemne, ale z drugiej dość niebezpieczne. Świetnie, że czytelnik mi ufa, ale co w sytuacji, kiedy sam się pomylę? Myślę, że może też chodzić o pewną zbieżność wrażliwości w odbiorze tego, co recenzuję. A może też jest tak, że nie waham się krytykować książek źle napisanych, o jakichś chybionych konstrukcjach czy przesłaniach pełnych oczywistości i banału. Jakkolwiek by było, cieszę się, że czytelnik poczuł się uratowany przez kiepskimi książkami.

Czego nigdy nie piszesz w recenzjach i zostawiasz dla siebie?

To moje emocje. Są tylko dla mnie. Nigdy nie odważyłbym się napisać, że płakałem nad jakąś książką, bo uważam to za coś bardzo intymnego. Nie piszę o tym, jak odbieram światy przedstawione, filtrując je przez własne doświadczenia i przeżycia. Nie ujawniam osobistego stosunku do recenzowanej książki. Czasami mogę się zapomnieć i coś dyskretnie zasugerować, ale uważam, że „Krytycznym okiem” to nie jest miejsce na intymne zwierzenia.

Pytanie na koniec: plany zawodowe i prywatne, które możesz zdradzić? Marzenia? Czytałam, że marzysz o przeprowadzce do Islandii…

To z jednej strony straszne, z drugiej niesamowite, ale udało mi się spełnić prawie wszystkie marzenia. Zawodowo chcę utrzymać ciekawość każdego kolejnego dnia i każdego ucznia z jego różnymi problemami. Robić jak najlepiej to, czego podjąłem się piętnaście lat temu. Sprawy prywatne pozostawiam sobie. Islandia to mój prawdopodobny cel, po którego osiągnięciu będzie już tylko poczucie spełnienia. Uwielbiam tę wyspę i gdybym miał kiedykolwiek zdradzić literaturę, to tylko właśnie z Islandią. Ale to temat na kolejny wywiad.

Dziękuję za ten wywiad i życzę samym sukcesów – na każdym polu!

Dziękuję za danie mi szansy sprawdzenia swoich wpływów na Waszej stronie.


Źródło: zbiory prywatne - Jarosław Czechowicz
 

 

Rozmawiała: Izabela Kempara

Podobał Ci się ten artykuł?
Unikalne i ekskluzywne artykuły na Twój adres E-mail.
Wysyłamy tylko wartościowe informacje. Zapisz się do newslettera!
Administratorem danych osobowych jest WhitePress sp. z o.o. z siedzibą w Bielsku-Białej, ul. Legionów 26/28, Państwa dane osobowe przetwarzane są w celu marketingowym WhitePress sp. z o.o. oraz podmiotów zainteresowanych marketingiem własnych towarów lub usług. Cel marketingowy partnerów handlowych WhitePress sp. z o.o. obejmuje m.in. informacje handlową o konferencjach i szkoleniach związanych z treściami publikowanymi w zakładce Baza Wiedzy.

Podstawą prawną przetwarzania Państwa danych osobowych jest prawnie uzasadniony cel realizowany przez Administratora oraz jego partnerów (art. 6 ust. 1 lit. f RODO).

Użytkownikom przysługują następujące prawa: prawo żądania dostępu do swoich danych, prawo do ich sprostowania, prawo do usunięcia danych, prawo do ograniczenia przetwarzania oraz prawo do przenoszenia danych. Więcej informacji na temat przetwarzania Państwa danych osobowych, w tym przysługujących Państwu uprawnień, znajdziecie Państwo w naszej Polityce prywatności.
Czytaj całość
43-300 Bielsko-Biała | ul. Legionów 26/28 | NIP: 937-266-77-97  


tel.: 33 470 30 43